2016.08.16. Pikuj

                    Witam :)

  Ostatni dzień wycieczki zarezerwowaliśmy na wejście na najwyższy bieszczadzki szczyt. Opuszczamy gościnną Natalię i spakowani jedziemy na parking z barem (to ważne:) przy wsi Biłasowica. Przechodzimy przez całą wieś i na jej końcu wchodzimy na szlak. Prawie dziewięćset metrów podejścia z coraz piękniejszymi widokami i jesteśmy na ,,bieszczadzkim dachu,, :)  PIKUJ 1408m npm najwyższy szczyt Bieszczad Wschodnich. Nazywany też Huślą i jak to w dawnym ZSRR bywało mający oficjalne różne wysokości , od 1405m npm do 1410m npm :) W okresie międzywojennym tędy przebiegała granica polsko-czechosłowacka a betonowy słup został postawiony i poświęcony pierwszemu prezydentowi Czechosłowacji Tomasowi Masarykowi. Na niebie sporo chmur ale na szczęście wysoko zawieszonych więc panorama niczym nieograniczona:) Widać pasma górskie z naszych poprzednich dni ;  za Beskidami Skolskimi Ciuchowy Dział , majestatyczna Borżawa , schowana za Ostrą Horą wypłaszczona Połonina Równa i nawet polskie Bieszczady z Haliczem , Tarnicą i Połoniną Caryńską. I tylko szkoda , że nie dane nam było przejść się piękną Połoniną Bukowską rozłożoną u stóp Pikuja. Ale może jeszcze z KG tu wrócimy , nieraz już po niej wędrowałem, widziałem , na pewno warto:)  Nacieszywszy oczy widokami schodzimy do Biiłasowicy trochę inną trasą zaliczając we wsi oczywiście ,,Magazin,, :)  W wiosce zabytkowa cerkiew św. Mikołaja z 1890r  a w barze ostatnie spotkanie z ukraińską kuchnią . Gospodarze obiektu zaskoczeni naszą liczną gromadą serwują dania ciepłe w wersji chłodno-zimnej i wydobywają co znamienitsze trunki spod ziemi :)

   Biłasowica - Borsuczyna - PIKUJ 1408m npm - Borsuczyna - Biłasowica

  Tak na ostatni dzień dystans 14,8km i 918m przewyższenia.

   Powrót do Polski przez obwodnicę Lwowa gdzie pożegnaliśmy Maszę i Saszę. Granicę pokonaliśmy slalomem w niezłym czasie i bez większych stesów:)  W Kielcach meldujemy się w godzinach nadrannych i co niektórzy od brazu do ... pracy :) Pierwszy wyjazd Klubu Górskiego na Ukrainę dobiegł końca. Tak się złożyło , że każda trasa trochę różniła się od tych zaplanowanych . Ale tak to nieraz bywa na górskich wędrówkach , że raz trzeba skrócić a innym razem coś dołożyć:) Najważniejsze , że główne cele zostały osiągnięte. Byliśmy na Ciuchu , na który nikt przecież nie chodzi , na Równej gdzie mało kto już chodzi , i na często  odwiedzanych Borżawie i Pikuju. Zejścia są długie i strome ale do tego trzeba przywyknąć , tu inaczej nie będzie. Po ukraińskich połoninach prowadzili nas Masza Kałasznikow i Sasza Nuzhnyj  , nasi ,,lokalni przewodnicy,, ze Lwowa:) Saszy należą się odrębne podziękowania za to , że podjął się współpracy z KG. A mógł to inaczej :)  Czy będą następne wyjazdy w Karpaty Ukrainy ? Kto wie , będzie taka potrzeba to siądziemy i coś się wymyśli. Z resztą , co tu myśleć , plany są więc co Wy na to:)

W wycieczce wzięło udział grono piechurów w osobach ; Jędrek , dwie Agi , aże(!) cztery Anie , Bartek , Beata (prezesowa:) , Dominik , Dorota , Emilia , Ewa , dwa Grzechy , Iza , Justyna , Karolina , Krzychu , Lena , Łukasz , Marko , Marysia , dwa Mariusze , Paula , trzy Pawły (w tym jeden prezes:) , Przemo , Renata, Robek , Stach , Tomek , Władek i Zdzich.  Uff, dobrze , że to tylko jeden autokar:)  A obwoził nas po ukraińskich drogach (przeróżnych:)  swą ,,dwuosiową strzałą,, Sławek :)

    Pozdrawiam serdecznie :)

    Łazior Świętokrzyski

   Geneza :)

  Podczas powrotu z Ukrainy we wrześniu zeszłego roku w moim autku miala miejsce dość burzliwa dyskusja. Trzy pyskate , ale życzliwe mi (tak sądzę:) gęby obsiadły mnie , że czemu by nie...  No właściwie to im (pozdrawiam serdecznie:) w jakimś stopniu można zawdzięczać ten wyjazd. Oczywiście wielka też zasługa mojego nieodżałowanego przyjaciela Miecia który oprowadzał mnie po tych karpackich ścieżkach i rozbudził we mnie miłość do tych gór. A na Ciucha już nie zdążył mnie zaprowadzić...  Po przyjeżdzie do domu przemyślałem temat i w sumie , dlaczego by nie...  Po co siedzieć u innych w kieszeni jak można zorganizować coś samemu taniej i po swojemu:) Próba nawiązania kontaktu z poznanym ukraińskim przewodnikiem Andrijem nie powiodła się ale za to z Lwowa dostalem kontakt do znanego mi ze współpracy z Mietkiem Saszy. Parę telefonów , póżniej mail'i i lody zostały przełamane:)  Męskie rozmowy z Pawłem (prezes to prezes:) i ustalenie tras z Saszą (też łatwo nie było:) i tak to wlaśnie się zaczęło !:)!:)

    Ku dobru

   Dla Miecia

Galeria: