2020.12.12. Rzepedź
Witam :-)
Kolejną naszą wyprawę śladem nieistniejących wsi zaczęliśmy pięknego poranka w Rzepedzi na granicy Beskidu Niskiego i Bieszczadów. Wsi powstałej w początkach XVIw położonej w malowniczej dolinie Rzepedki wpadającej niedaleko stąd do Osławy. W 1824r w miejscu starszej wybudowano tu drewnianą cerkiew greckokatolicką pw. św. Mikołaja oraz drewnianą trzykondygnacyjną dzwonnicę. W 1872r przez Rzepedż poprowadzono linię kolejową Pierwszej Węgiersko-Galicyjskiej Drogi Żelaznej z Przemyśla do Budapesztu. Linia ta łącząc Galicję z Węgrami przez tunel na Przełęczy Łupkowskiej miała duże znaczenie strategiczne. W czasie I wojny światowej w okolicach Rzepedzi toczyły się ciężkie walki a po jej zakończeniu wieś znalazła się na terenie Republiki Komańczańskiej. Był to ukraińsko-łemkowski twór państwowy ze stolicą w Komańczy istniejący od 4 listopada 1918r do 27 stycznia 1919r. W latach 20tych ubiegłego wieku powstała też linia kolejki wąskotorowej służącej do transportu drewna. Po zakończeniu II wojny światowej w ramach Akcji Wisła wieś wysiedlono pozwalając tu zostać tylko kilku rodzinom. Były to rodziny kolejarskie które były potrzebne przy utrzymaniu ruchu na linii kolejowej. Po 1956r część dawnych mieszkańców powróciła a w 1962r otworzono tu Bieszczadzkie Zakłady Przemysłu Drzewnego, jedne z największych w Polsce co skutkowało powstaniem nowego osiedla dla pracowników kombinatu. Od 1949r rzepedzka cerkiew użytkowana była jako rzymskokatolicki kościół filialny a od 1987r służy jako filialna cerkiew greckokatolicka. Mieliśmy okazję zwiedzić cerkiew w środku. Obok na cmentarzu znajduje się kilka starych nagrobków. Kilka kamiennych krzyży zachowało się też przy drodze którą podążyliśmy na zalesioną Kiczerę. Po paru zakosach udało się nam ją w końcu zlokalizować a nawet zdobyć:-) Dalej doszliśmy do góry Kamień charakteryzującej się, jakżeby nie inaczej - wychodniami skalnymi. Napotkanym tu GSB w błocie występującym tylko w tej części Beskidów dotarliśmy do krainy wiecznej szczęśliwości na Wahalowskim Wierchu. Na dowód tego spotkaliśmy tu dwóch uszczęśliwionych tubylców raczących się pięknymi widokami, nie tylko:-) Swoją drogą dziwne porównanie szczęśliwości z szatańską cyfrą wierchu wysokości:-) Opuściliśmy tu GSB i wyrażną ścieżką podążyliśmy w kierunku (tak się nam zdawało:-) dawnej wsi Jawornik. Mieliśmy niejakie problemy z lokalizacją (już drugie dnia onego:-) ale w końcu udało nam się trafić na odpowiednią ścieżkę. Wieś o historii sięgającej 1564r która nazwę swą wzięła od licznych jaworów porastających okolicę. W 1843r wybudowano tu drewnianą cerkiew pw. św. Dymitra. Po zakończeniu II wojny światowej wieś wysiedlono a zabudowania razem z cerkwią zniszczono. Dzisiaj pozostało tu pełno zdziczałych drzew owocowych, podmurówek dawnych domów, zarośniętych piwnic i studni. Nieco dalej za wsią znajduje się cmentarz i cerkwisko. Po dawnej cerkwi zachowały się tylko resztki podmurówki i cebulka z krzyżami jej zwieńczenia. W latach 80tych ubiegłego wieku na fundamentach cerkwi dawni mieszkańcy Jawornika postawili nową kaplicę greckokatolicką. Przy cerkwi znajdują się dwa cmentarze ze starymi nagrobkami, a nowszy położony naprzeciwko kaplicy jest użytkowany do dziś. Z historią wsi związane są podania o pochówkach wampirycznych. Tak silne, że niektórzy dowiedziawszy się na miejscu o tym makabrycznym rytuale spylają stąd ze strachem na plecach:-) Jak wieść niesie w tym rejonie ludzie szczególnie wierzyli we wszelakie upiory, bestie i wampiry. Strach panował silny przed owymi i dlatego wszystkim zmarłych co by nie powstali ucinano głowy kładąc u stóp ich lub wbijano w serce kołek osikowy. Usta ich wypełniano zaś makiem aby nieboszczyk z grobu nie wylazł. Głosi legenda że takowy nim wróci do domu swego powinien ziarnka maku zliczyć a przed pianiem kura zadaniu nie podoła i do grobu wracać musi. Ostatnie pochówki wampiryczne w Jaworniku odbywały się podobno jeszcze w XXw ale nie sprawdzaliśmy i nie mamy takowego zamiaru:-) Natomiast jakoś tak bez strachu w oczach ale jednak krokiem niepewnym bo dzionek się kończył wycofaliśmy się w stronę Rzepedzi pośród bujnie rosnącego tu ogromnego barszczu Sosnowskiego. A do Rzepedzi wróciliśmy jak to często u nas w zwyczaju bywa już wieczorową porą.
Rzepedż 450m npm - Kiczera 699m npm - Kamień 717m npm - Wahalowski Wierch 666m npm - Jawornik 550m npm - Miklaszki 410m npm - Rzepedż Osiedle 400m npm - Rzepedż 450m npm
Tak poruszaliśmy się tego pięknego dnia po tych beskidzkich błotach prawie 28km z 736m przewyższenia. Wędrowaliśmy w składzie: Ela, Andrzej, Jurek i piszący. Na miejscu Jurek nie mógł zdzierżyć naszych opowieści o ubiegłotygodniowym obiedzie z darów leśnych ale jego trauma na szczęście nie trwała długo:-) Chyba nadzwyczajne ciepełko tak szybko udobruchało:-) A kto powiedział, że nie można zamieścić na TŚ pięknego zdjęcia zrobionego nocą ciemną:-)
Pozdrawiam serdecznie :-)
Łazior Świętokrzyski