2017.08.16. Skały Dobosza

                    Witam :-)
   No i nastał czas wyjazdu. Żegnamy piękne Gorgany , gościnną Osmołodę i wyruszamy w drogę powrotną do Polski. Sławek nabrał już wprawy w poruszaniu się po ukraińskich drogach ekspresowych , trzęsie coraz mniej :-) Jeszcze parę takich wyjazdów i będzie śmigał jak miejscowi :-)  Gruzawika nie będziem wynajmować bo Sławek w młodzieńczej fantazji wywiezie nas w las :-) W drodze powrotnej mieliśmy zaplanowaną jeszcze jedną trasę. Niedaleko wioski Bubniszcze wśród zarośniętych wzgórz znajduje się kompleks skalny zwany Skałami Dobosza. Zbudowane z piaskowca skalne miasto od wieków zapewniało ludziom schronienie. Według legend istniał tu gródek a póżniej klasztor obronny po którym pozostały wykute w skałach komnaty. W póżniejszych czasach skalne miasto stało się schronieniem dla licznych opryszków grasujących po okolicy. Zamieszkałe pierwotnie przez mnichów zmieniło się w górską twierdzę karpackich zbójników. Najsłynniejszym hersztem , spotkanym już przez nas na Popadii był Ołeksy Dowbusz zwany też Oleksem Doboszem. Postać owiana legendami istniała naprawdę , krwawo zapisując się w historii Huculszczyzny i Pokucia. Urodzony w 1710r w rodzinie biednego chłopa doznał wraz z rodziną wielu krzywd od ,,polskich panów,, Dowbusz zorganizował kilkunastoosobową bandę opryszków łupiącą dwory i pałace , karawany kupieckie i miasteczka. Dzięki poparciu miejscowej ludności która uważała ich za obrońców i mścicieli zadanych krzywd , przez długi czas był nieuchwytny dla żandarmów i żołnierzy. Panująca wielka niesprawiedliwość i bieda mieszkających tam Hucułów przyczyniła się do wielkiej popularności zbójnika. Dawał się mocno we znaki okolicznej szlachcie łupiąc ją bezlitośnie. Bez powodzenia tropiły go oddziały wojaków szlachty oraz  wojska koronne i jak to w życiu często bywa dopiero miłość doprowadziła Dowbusza do śmierci. Według legendy przez zdradę kochanki został postrzelony przez jej męża a następnie schwytany przez szlachtę . Sądu jednak nie doczekał gdyż z powodu upływu krwi zmarł. Nie przeszkodziło to jednak w egzekucji Dobosza , jego ciało porąbano na 12 części i wystawiono na widok publiczny a głowę wbito na pal ,,ku przestrodze,, Taki był okrutny koniec najsłynniejszego karpackiego watażki , którego sława porównywana jest do losów niemniej słynnych zbójników ; słowackiego Janosika , beskidzkiego Ondraszka , francuskiego Cartouche czy nawet Robin Hooda.  Zostawiamy Sławka przy autokarze i zwartą grupą idziemy 4,5km do skałek. Mające przeróżne kształty , niektóre wręcz bajeczne obchodzimy pod ,,czujnym okiem,, Saszy. W takich miejscach może też być niebezpiecznie, szczególnie w tych ciasnych :-) Dochodzimy do swoistego ,,ucha igielnego,, którego przejście według legendy daje ,,grzechów odpuszczenie,, :-)  Wąska szczelina , która ma podobno tylko 27cm szerokości (no niemożliwe?!:-) jest dla większości z nas nie lada wyzwaniem . Porywają się na nią wszyscy grzesznicy (no jakżeby nie inaczej , ale skąd ich tylu:-)  Nawet niewinne (jeszcze?:-) dziewice szturmują wąską szczelinę , ale to chyba tylko tak profilaktycznie :-) No ale któżby nie chciał mieć te ,,grzechów odpuszczenie,, :-)  Niesamowite jak my to pokonali , no ósmy cud świata :-)  A nad nami krązył cały czas duch Dobosza , czyżby szukał nowej kompaniji :-)
  parking Bubniszcze 446m npm - Skały Dobosza 675m npm - parking Bubniszcze 446m npm
  Tak na koniec Sasza zafundował nam 9,5km przechadzkę z 335m przewyższenia. Oczywiście odległość jak i przewyższenie zależne było od intensywności penetracji skalnego miasta. Różnie to u różnych osób wyglądało :-)  Choć podobno w Gorganach naszły burze (to tam normalka , przekonalem się już nie raz :-) to w skalnym zbójnickim  gnieżdzie mielim ciepło:-)
  Po zwiedzeniu skałek ruszamy w dalszą drogę i na obwodnicy Lwowa żegnamy się z naszymi ,,lokalnymi przewodnikami,, Maszą i Saszą . Do zobaczenia w przyszłym roku , może nie raz ?!!!  Granica jak to granica , ale w Kielcach jesteśmy przed północą . W porównaniu do zeszłego roku , no to SŁAWEK mistrzostwo świata :-)!!!   No i w tej miłej atmosferze druga górska wyprawa na Ukrainę Klubu Górskiego PTTK Kielce dobiegła końca. Po gorgańskich szlakach oprowadzali nas nasi ,,przewodnicy lokalni,, Masza Kałasznikow i Sasza Nuzhnyj a wędrowali w pełnym lub częściowym wymiarze : prawie całe prezesostwo KG w postaci  prezesa Pawła , vice Roberta i Zbycha i prezesowej (ważna osoba:-) Beaty oraz szarzy członkowie i nie tylko : Adam , dwóch Andrzejów , aże (!) cztery Anie , Artur , Dominik , Dorota , Ela (ta od krasnala:-), Ewa (ta od balsama:-), Grzegorz , Jarosław , Justyna , Krzychu , Lena , Małgośki tylko trzy , Marcin , Marek (ptaszek fruwający jeden:-) , Maria , Mariusz , Mirek (toż ci krasnal:-) Paulina , dwóch Pawłów (plus jeden prezes)  , Przemek , Renata , Stach (może zakurzony  team:-) , Tomek , Władek , Zbyszek (plus vice) , Zdzichu. W sumie było tego 39 luda.  Szczęśliwie woził nas po ukraińskich bujanych drogach swoją ,,dwuosiową strzałą,, Sławek. I to by było ode mnie na tyle !  Uchylając rąbka tajemnicy (no co to za rąbek jak już wiadomo:-) plany na następne wycieczki są (no parę ich omówiliśmy z Saszą :-) więc może znów ruszymy na podbój karpackich ścieżek...  Kto to wie co też zarząd KG wymyśli :-)  Napierajmy , naciskajmy , może się skruszą :-)
  Tak na koniec z kronikarskiego ...  Według moich wyliczeń/danych pokonaliśmy dystans około 1100km (oczywiście autokarem) ,  gruzawikiem pobujaliśmy się przez potoki i inne ruczaje, i leśne drogi 62,5km , przewędrowaliśmy pieszo (częściowo przez jakże kochaną kosówkę:-) 86,9km no i wznieśliśmy się do góry metrów 4651  No to w sumie całkiem nieżle, pierś do przodu :-)  Ale żeby nie było , że nie ...  Cały program zrealizowaliśmy , nawet z gorgańską burzą z gradem :-)
  Oczywiście nie byłbym sobą gdybym nie przywołał pamięć mojego nieodżałowanego Przyjaciela. Wręczałeś mi Mieciu na ostrej Sywuli legitymację PTT . Bez Ciebie Mieciu mnie by tam nie było ...
    Kу добру
    Dla Miecia
   Pozdrawiam serdecznie :-)
      Łazior Świętokrzyski

Galeria: