2019.05.26. Żydowski Wierch i Jawornik
Witam :-)
Jak to zwykle po imprezach bywa na drugi dzień część jej uczestników miała problemy z obraniem właściwego kierunku :-) Nieszczęśnicy odbyli więc kojącą podróż koleją do Sianek. Reszta uczestników wycieczki udała się na trasę górską , ale i tu zdarzały się problemy z utrzymaniem pionu :-) A wszystko to za sprawą Krzyśka który przetoczył nas przez różniste jary i potoki samemu błądząc :-) Spowodowane to było mostem na Użu który był nie będąc a który wczoraj był zlustrowany. A na nim praktycznie zaczynał się dzisiejszy szlak który w końcu po paru zjazdach i podejściach udało nam się odnależć. Uszczęśliwieni tym faktem już spokojniej weszliśmy na Żydowski Wierch. Spragnieni wczorajsi bojówkarze szturmem udali się do nowego schroniska postawionego pod szczytem. No niestety , ładne zabudowania okazały się dla nas niedostępne. Ale chociaż komfortowa toaleta była w której co niektórzy potrafili zginąć , ze szczęścia ?:-) Całego tego turystycznego kompleksu pilnował nieduży brodaty jegomość , chyba Żyd jak przystało na nazwę szczytu . Tylko czemu dzierżył w dłoniach siekierę :-) Załatwiwszy więc na miejscu co nie co udaliśmy się w komplecie na położony niecałe 2km dalej Jawornik. Ten widokowy wierzchołek zwieńczony jest anteną telekomunikacyjną i krzyżem z piękną panoramą . W poblizu krzyża nie wiadomo skąd ciekawy słupek - jakby graniczny ? Po dłuższym odpoczynku na szczycie dosyć ostre zejście do wsi Kostryna z jakże miłym dla niektórych przekraczaniem żwawego potoku :-) We wsi niektórzy zwiedzają cerkiew a reszta tradycyjnie okupuje miejscowy drogi magazin :-)
Domasin 260m npm - Żydowski Wierch 972m npm - Jawornik 1017m npm - Kostryna 285m npm
Ostatnia wędrówka tym razem w paśmie Połoniny Równej przez 16,8km i 955m przewyższenia. W końcu po dłuższym oczekiwaniu zabraliśmy się do autokaru w drogę do Sianek. Tu dołączyła grupa kolejowa która w międzyczasie zdominowała lokalne uroczystości pod cerkwią :-) Granicę nad wyraz sprawnie i szybko przekroczyliśmy i w drodze do Nowego Sącza żegnaliśmy się z kolejnymi uczestnikami wyprawy. A w trzydniowych zmaganiach z granicznymi i nie tylko ścieżkami ukraińskich Bieszczad Zachodnich uczestniczyła też szóstka Kielczan w składzie : Ania , Ela , Wiola , Andrzej i piszący oraz nasz - nie nasz , jak najbardziej nasz Artur z takiej jego woli :-) Przeszliśmy w sumie około 60km i ponad 2600m przewyższenia. Wycieczkę organizował Oddział Beskid im. prof. Feliksa Rapfa Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego z Nowego Sącza a prowadził nas niezawodnie Krzysztof. W dalszej drodze do Kielc tym razem świetnie się spisała Ela dzięki której mogliśmy podziwiać dorodnego jelenia i nie wiedzieć czemu czmychające lisy :-) Z tej też okazji te kijanki dla Eli :-)
Pozdrawiam serdecznie :-)
Kу добру
Dla Miecia
Łazior Świętokrzyski